Ciekawostki

Pasażerowie Pociągu Narzekali Na Dziwnego Człowieka. Do Czasu Kiedy Poznali Prawdę… Ta historia wzbudziła duże zamieszanie w mediach społecznościowych. Kiedy ją przeczytasz, zrozumiesz dlaczego. (Fot. Wojciech Olkuśnik / Agencja Gazeta) Przykładowa fotografia (Fot. Wojciech Olkuśnik / Agencja Gazeta) Pewien stary człowiek siedział wraz ze swoim 25-letnim synem w pociągu. Pociąg ma niebawem ruszyć, wszyscy pasażerowie zajmują już swoje miejsca. Kiedy pociąg odjechał, młody chłopak był pełen radości i ciekawości. Siedział tuż przy oknie. Wystawił rękę przez okno i czując powiew powietrza krzyknął: - „Tato zobacz, wszystkie drzewa zostają za nami”. Stary człowiek uśmiechnął się. Naprzeciwko nich, siedziała młoda para, która widząc to wszystko zaczęła patrzeć z politowaniem na 25-letniego chłopaka, który zachowywał się jak małe dziecko. Nagle, chłopak krzyknął znowu: - „Tato zobacz, chmury podążają razem z nami! Widzisz ten staw i zwierzęta?” Para spoglądała na chłopaka z zażenowaniem. Zaczęło padać i krople deszczu musnęły jego rękę. Ten, pełen radości zamknął swoje oczy. Po chwili znowu krzyknął: - „Tato zaczęło padać, mam kroplę wody na dłoni, zobacz tato!”. Tym razem para już nie wytrzymała i odezwała się do ojca: - „Dlaczego nie zabierze Pan swojego syna do dobrego lekarza?” Stary człowiek uśmiechnął się i powiedział: „Już to zrobiłem – właśnie wracamy ze szpitala. Mój syn odzyskał dzisiaj wzrok – widzi po raz pierwszy w swoim życiu.” Zanim ocenisz człowieka i go zaszufladkujesz, powinieneś najpierw poznać jego historię. Pomóż temu przesłaniu dotrzeć do większej liczby osób, Twój czyn na pewno nie pójdzie na marne.

Czytaj dalej na: http://www.popularnie.pl/w-pociagu/


Tę historię opowiedziała nam młoda dziewczyna, studentka.
"Na naszej klatce schodowej mieszka staruszka. Pięć lat temu straciła męża, córkę, zięcia i wnuków w wypadku. Kiedy tydzień przed świętami wracałam do domu, na drzwiach klatki schodowej zobaczyłam ogłoszenie napisane odręcznie:
„Zgubiłam 100 złotych. Uczciwego znalazcę proszę o zwrot do mieszkania nr 76, emerytura bardzo skromna, nie mam na chleb.”
Mieszkanie nr 76 to lokal tej starszej pani. Wyjęłam z portfela 100 złotych, odłożone na prezent dla mamy, i zapukałam do drzwi mieszkania nr 76. Kiedy oddałam staruszce pieniądze, rozpłakała się i powiedziała:
- Jesteś dwunastą osobą, która przyniosła mi pieniądze. Dziękuję.
Uśmiechnęłam się i poszłam do windy, a wtedy starsza pani dodała:
- Córeńko, zdejmij, proszę, to ogłoszenie z drzwi, to nie ja napisałam… - starsza pani stała przed drzwiami swojego mieszkania i płakała."
Dziewczyna poprosiła, aby ta historia poszła w świat. Aby ci, którzy nie widzą w innych nic dobrego – dowiedzieli się, że na jej klatce schodowej mieszka co najmniej 12 wspaniałych osób.
                                                           źródło: https://www.facebook.com/Po.Pierwsze.Ludzie


***

"To cud, że ciekawość jest w stanie przetrwać formalną edukację."                                                         Albert Einstein


***


„Nikt nie ma na włas­ność wscho­du słońca, który zachwy­cił nas pew­ne­go wie­czo­ru. Tak sa­mo jak nikt nie może mieć na włas­ność pochmur­ne­go po­połud­nia i deszczu dzwo­niące­go o szy­by ani spo­koju, ja­ki roz­tacza wokół śpiące dziec­ko, ani też ma­gicznej chwi­li, gdy fa­la mor­ska roz­bi­ja się o skały. Nikt nie może mieć na włas­ność te­go, co na Ziemi naj­piękniej­sze, ale każdy może to poz­nać i po­kochać.”

                                                                Paulo Coelho „Brida”

***

Kimkolwiek jesteś, mężczyzną czy kobietą, osobą silną czy słabą, zdrową czy chorą... Wszystkie te rzeczy liczą się mniej niż to, co masz w sercu. Jeśli masz duszę wojownika, jesteś wojownikiem. Te inne rzeczy to szkło, które otacza lampę, a ty jesteś światłem w środku. Właśnie w to wierzę."- 

Cassandra Clare – Mechaniczny anioł




***






***



„Nasza planeta nie potrzebuje więcej „ludzi sukcesu”. Natomiast desperacko potrzebuje wszelkiego rodzaju orędowników pokoju, odnowicieli, uzdrowicieli, gawędziarzy i miłosiernych. Potrzebuje, by ludzie żyli godnie w swoich rzeczywistościach. Potrzebuje ludzi z moralną odwagą, gotowych tworzyć nadający się do życia i bardziej ludzki świata, a te wartości mają mało wspólnego w pojęciem sukcesu ustanowionym przez naszą kulturę."
                                                              Dalai Lama



***


z okazji Dnia Kobiet
8.03.2015

"...A że Pan Bóg ją stworzył, a szatan opętał,
Jest więc odtąd na wieki i grzeszna i święta,
Zdradliwa i wierna, i dobra i zła,
I rozkosz i rozpacz, i uśmiech i łza...
I anioł i demon, i upiór i cud,
I szczyt nad chmurami, i przepaść bez dna.
Początek i koniec..."


(J. Tuwim 1934)



***


"- Jest pani mamą Franka? – zadałam standardowe pytanie.
Młoda kobieta przyszła do mnie z 14-letnim chłopcem, wyglądali jak matka z synem, ale zapytać muszę. Wahanie w odpowiedzi:
- Tak jakby…
- Co to znaczy „tak jakby”? – spytałam. Czyżby chłopak aż tak zalazł za skórę? A może jest adoptowany?
- No tak jakby jest członkiem rodziny i adoptowany jednocześnie… Mąż miał ciotecznego brata, razem się wychowali, rodzice brata, powiedzmy, umarli (odnotowałam wyraz „powiedzmy”, który dotyczył dziadków Franka). On sam ożenił się w wieku 18 lat, mieli pięcioro dzieci…
- Franek zna tę historię?
- Zna.
- To proszę opowiadać.

Szczerze mówiąc, nie do końca zapamiętałam kto się w tej rodzinie zapił, kto umarł z przedawkowania, kto siedział (siedzi) w więzieniu oraz kto i z jakiego powodu wylądował w szpitalu psychiatrycznym. Ojciec Franka zmarł. Matka żyje, ale jest pozbawiona praw rodzicielskich i prowadzi patologiczny tryb życia. Franek jest najstarszy z czworga dzieci, którym udało się przeżyć (jedno zmarło). Kobieta twierdzi, że przed tą tragedią matka Franka jeszcze „jakoś sobie radziła” i ćpała jakby mniej, ale po stracie dziecka „całkiem się zatraciła”. Jedyną niepijącą i pracującą do ostatniego dnia życia osobą była prababcia Franka ze strony matki, która zajmowała się latoroślami swojej lekkomyślnej wnuczki. Gdy prababcia zmarła – wszystko się zawaliło.
Kobieta opowiedziała, że swojego męża poznała jeszcze zanim poszedł do wojska. Zawsze był poważny, zamknięty w sobie, małomówny. Nigdy nie opowiadał o rodzinie. Jeden jedyny raz powiedział tylko, ze gdy skończy służbę wojskową, to więcej do nich nie wróci. Młodzi się spotykali, chodzili do kina, całowali. Gdy był w wojsku – ona wysyłała mu paczki, pisała listy.
- Pobierzemy się czy jak? – zapytał rok po powrocie z wojska, w którym zrobił prawo jazdy i teraz pracował jako kierowca autobusu.
- Kwiaty byś chociaż kupił, oświadczył się jak człowiek… - odparła, chowając rozczarowanie pod uśmiechem
- Dobra, zaraz, - zgodził się jej ukochany. – Poczekaj chwilkę.
Po 15 minutach wrócił z bukietem.
- Masz. Kocham cię. Jeśli też mnie kochasz, to jutro pójdziemy do USC. Dziś już zamknięte.
Odmówiła mu. Wyglądał na zszokowanego, długo milczał, nie potrafił nawet zapytać dlaczego. Ona była gotowa do tej odpowiedzi, układała ją sobie w czasie długich, bezsennych nocy.
- Będziesz chciał mieć dzieci, - powiedziała. – A ja nie mogę mieć dzieci, mam wrodzoną wadę rozwojową. Rodzina bez dzieci to nie rodzina. Ale możemy się dalej spotykać, jeśli jeszcze zechcesz…
On przytulił ją mocno i długo milczał. Następnie wygłosił najdłuższą mowę, jaką słyszała od niego w ciągu 18 lat ich wspólnego życia. Opowiedział jej o swojej rodzinie i postanowieniu, że nigdy nie będzie miał dzieci, ponieważ ma złe geny – wytłumaczyła mu to nauczycielka w szkole. Mówił, że martwił się o nią, że miał dziwne marzenie: chciał, żeby przypadkiem zaszła w ciążę z kimś, gdy on był w wojsku, żeby ten ktoś ją rzucił, a on po powrocie z wojska ożeniłby się z nią i uznał dziecko za własne… I że teraz wygląda na to, że sam los ich ze sobą zetknął.
Pobrali się i żyli szczęśliwie. Pewnego razu mąż wrócił z pracy wzburzony.
- Matka dzwoniła, - powiedział. Dzieci mojego brata zabierają do domu dziecka, babcia zmarła, a ich matka całkiem…
Rozpłakał się.
- Ile tam tych dzieci?
- Trójka chyba… Najstarszy jest na pewno brata, widziałem go – podobny…
- Ile ma lat?
- Chyba cztery… Pojedźmy tam dobrze? Tak po prostu…
Zrozumiała od razu, że „po prostu” się nie uda.

* * *
Po raz pierwszy Franek ukradł pieniądze, gdy miał 5 lat. Sam poszedł do galerii handlowej, kupił sobie czekoladę, zdążył pograć na automatach, zanim go złapali. Potem przybrana mama nigdzie go już nie puszczała, pilnowała przez cały czas. Chłopak był miły, potrafił się podlizać i wydębić swoje. Przybranych rodziców okręcił wokół palca. W szkole trzeciego dnia stwierdził, że nie będzie się uczył, bo nudno. Najbardziej przykre było to, że nauczyciele jak jeden mąż twierdzili, że jest inteligentny i zdolny i mógłby uczyć się tak, jak wszyscy. Ale nie chciał. Ciągłe korepetycje, przepychanie z klasy do klasy, nieobecności, wagary. W trzeciej klasie przez dwa miesiące obrabiał kieszenie w szatni – potem go złapali. Grał ze starszymi w kulki na pieniądze, oszukiwał, został kilka razy przez nich pobity. Do piątej klasy przybrana mama sama chodziła do szkoły, bała się, że mąż zabije chłopaka, jak się dowie. Potem powiedziała, że się poddaje, niech będzie co ma być, ona więcej do szkoły nie pójdzie, nie ma już siły tego słuchać. Od 12 roku życia Franek jest notowany w policyjnej Izbie Dziecka. Palić zaczął gdy miał 9 lat. W wieku 11 upił się do nieprzytomności. Uwielbia hazard. Próbował miękkich narkotyków. Ze szkoły go wyrzucają, ale sam już do niej nie chodzi. Kłamie w sposób tak samo naturalny, jak oddycha… Chyba wszystko.
Jest przy tym łagodny, brak agresji, komunikatywny, twórczy, praktycznie nie bywa chamski czy wulgarny, lubi małe dzieci, zwierzęta, rośliny pokojowe oraz… czytanie.

* * *
- Czego pani oczekuje ode mnie? – spytałam w pełnym przekonaniu, że wszystko zostało już Frankowi powiedziane i wielu mądrych ludzi już nie jeden raz próbowało skierować go na dobrą drogę.
- Sama nie wiem, - westchnęła kobieta. – Może po prostu chciałam się wygadać. Nikomu o tym nie mówię, nawet włąsnej matce. Wstyd mi.
- A mężowi?
- Boję się. Serce ma chore, nie może się denerwować. Franek czytał pani książki – te dla dzieci. Jak się dowiedziałam, że pani jest psychologiem, to pomyślałam, że może pani mu coś powie… Chętnie tu przyszedł... A ja teraz wyjdę…

* * *
- Nie mam ci nic do powiedzenia, Franku, - oświadczyłam, gdy drzwi za kobietą się zamknęły.
- Jak to – nic??? – zdziwił się chłopak.
- Niestety – nic. Nie mam w głowie niczego takiego, czego byś już nie słyszał ze sto razy. Jeśli to wtedy nie zadziałało, to teraz też nie zadziała. Możemy sobie pogadać o czym chcesz, żeby mama myślała, że cię wychowuję. Mogę ci opowiedzieć o zwierzętach. Lubisz zwierzęta, prawda?
- Nie chcę o zwierzętach!
- Dobrze. A o czym chcesz?
- O mnie.
- Porozmawiajmy w takim razie o tobie. Ale o czym tu mówić? Mam wrażenie, że swoje karty już rzuciłeś, poddałeś grę.
- Jak to – poddałem?
- Jest taka teoria, że ludzie rodzą się wiele razy, ze dusze się wielokrotnie wcielają…
- Wiem, - Franek kiwnął głową. – Czytałem o tym.
- No więc, wygląda na to, że obecne swoje wcielenie już poddałeś. Spisałeś na straty. Będziesz teraz ciągnął, jak większość twoich krewnych: picie – palenie – kradzieże – ćpanie. Koło trzydziestki umrzesz albo cię zabiją, ale może w następnym wcieleniu jakoś inaczej zdecydujesz, przecież rozwój musi być… Normalna rzecz. Szkoda tylko twoich przybranych rodziców.
- A dlaczego pani sądzi, że spisałem na straty?...
- To wynika z faktów. No bo z czego jeszcze? – wzruszyłam ramionami. – Nie mogę ci wejść do głowy, ale to przecież nawet nie jest potrzebne do niczego. Istotne jest to, co człowiek rzeczywiście robi, a nie to, co zamierza czy tam to, co uważa, że będzie robił…
Franek popadł w zadumę. Nie poganiałam go. Jego mama siedzi w poczekalni i ma nadzieję na cud, niech jeszcze trochę pobędzie w tym stanie, to daje siły.
- A dlaczego tak wychodzi? – zapytał wreszcie chłopiec.
- Dla niczego, - westchnęłam. – Życie jest jak gra w karty. Grasz w karty?
- A nie? – uśmiechnął się Franek.
- No właśnie. Karty mogą początkowo, z rozdania, różnie się ułożyć. W tej grze dostałeś kiepskie karty: rodzina, geny. Potem nagle się pofarciło i przyszła dobra karta – zabrali cię do porządnej rodziny dobrzy ludzie. Twoje rodzeństwo wylądowało w domu dziecka. Usiadłeś do stołu ze swoimi kartami. Stawką jest wyrwanie się, wygrana - to normalne życie. Przy stole jest sporo graczy. Przeciwko tobie gra twój genotyp, pierwsze 4 lata twojego życia, to, że na wszystko ci pozwalano ze współczucia do ciebie, twoje lenistwo, brak koncentracji, niechęć do pracy… co jeszcze?
- Nauczyciele… chcą się mnie jak najszybciej pozbyć… Przyjaciele?
- Być może… choć ciężko mi sobie wyobrazić twoich obecnych przyjaciół, ale… teraz wiele zależy od wirtuozerii gracza. Czasem można wygrać z lichymi kartami. Zwłaszcza, gdy nikt się tego po tobie już nie spodziewa, nikt nie traktuje cię poważnie… Ale sam rozumiesz – łatwiej jest się poddać.
- A jeśli się nie poddam i będę grał z kiepskimi kartami przeciwko wszystkim, to co wtedy? – cicho i ze złością w głosie zapytał Franek.
- Cóż, wtedy wszystko robisz odwrotnie, niż dotychczas, - odparłam po namyśle. – Wyrzucają cię ze szkoły z powodu złych ocen, a ty na złość wszystkim łapiesz dobre oceny i zostajesz. Proponują ci papierosa albo piwo, a ty – idziesz na trening albo się uczysz. Świat spisał cię na straty jako genetycznie wybrakowany produkt, a ty nie tylko sam z tego wybrniesz, ale jeszcze znajdziesz innych takich jak ty i im pomożesz…
- Ale ja naprawdę chory jestem, - wyszeptał Franek. – Naprawdę boli mnie głowa, ciśnienie… i nogi często mnie bolą… To też jest przeciwko mnie.
- Kogo chcesz wykiwać – mnie czy siebie? Jeden z prezydentów USA siedział od dziecka na wózku inwalidzkim. Co prawda, on akurat miał dobre karty rodzinne, ale ty, przynajmniej, wciąż poruszasz się o własnych siłach…

* * *
- Franek prosił pani przekazać, że wygrał! – kobieta uśmiechała się promiennie od progu. – Proszę sobie wyobrazić, że ślęczał nad lekcjami jak pokutnik i skończył semestr ze średnią trzy. Nauczyciele są w szoku! Ale teraz na pewno zda do następnej klasy! Franek chce się dalej uczyć, może liceum, może technikum… mówi o studiach…
- Proszę mu przekazać, że będzie jeszcze wiele rozdań, - powiedziałam. Do wygranej jeszcze daleka droga, bardzo daleka. Ale teraz Franek ma doświadczenie własnego sukcesu, a to jest wyjątkowo cenna rzecz…
- On to chyba rozumie… Prosił, żebym spytała, kiedy jest koniec gry?
Długo myślałam nad odpowiedzią.
- Gdy rozejrzy się wokół i nagle zobaczy dookoła siebie miasto, las, morze, przyjaciół, ptaki, książki… szczęście i nieszczęście… i nie zobaczy karcianego stołu ani gotowych do gry przeciwników. Wtedy. A zanim to nastąpi, trzeba siadać do stołu, grać i starać się wygrać niezależnie od rozkładu kart".

Imię chłopca zostało zmienione.
J.Muraszowa – psycholog dziecięcy i rodzinny. Przekład I.Z. jest objęty prawami autorskimi. 

źródło: https://www.facebook.com/Po.Pierwsze.Ludzie



 **
*****
********
*****
 **




 


 **
*****
********
*****
 **




 **
*****
********
*****
 **

źródło: Żyj świadomie https://www.facebook.com/zyjswiadomieeu?fref=photo


***

„Dzi­siej­sze mądre dziec­ko, to to, które wczo­raj wychowaliśmy."

                                                                         Ronald Russell

***

Po 12 latach wspólnego życia moja żona zażyczyła sobie, abym zaprosił inną kobietę na obiad i do kina. Powiedziała:
- Kocham cię, ale wiem, że inna kobieta też cię kocha i chciałaby spędzić trochę czasu tylko z tobą.
„Inna kobieta”, o której wspomniała moja żona to moja mama. Owdowiała 19 lat temu i od tego czasu była sama. Ponieważ moja praca, rodzina, trójka dzieci pochłaniały cały mój czas i energię, odwiedzałem ją bardzo rzadko. Tamtego wieczoru zadzwoniłem, żeby zaprosić mamę na kolację i do kina.
- Co się stało? Wszystko w porządku w domu? – zapytała z trwogą. Moja mama jest typem człowieka, który spodziewa się złych wieści, jeśli telefon dzwoni późnym wieczorem.
- Po prostu pomyślałem, że będzie miło wybrać się gdzieś razem – powiedziałem.
- To byłoby wspaniale – odpowiedziała mama.
Przyjechałem po nią w piątek po pracy. Czekała na mnie przed domem, lekko zdenerwowana. Miała na sobie sukienkę, w której widziałem ją w ostatnią rocznicę jej ślubu i starannie ułożone włosy.
- Powiedziałam moim znajomym, że mój syn spędzi dziś ze mną wieczór i wszyscy byli pod wrażeniem – powiedziała mama, wsiadając do samochodu.
Zabrałem mamę do restauracji. Mama wzięła mnie pod rękę i stąpała tak, jak gdyby była pierwszą damą. Musiałem czytać jej nazwy dań w karcie, ponieważ nie wzięła okularów. Spojrzałem na nią znad karty dań i zobaczyłem, że się uśmiecha z nostalgią.
- Kiedy byłeś mały, to ja czytałam ci kartę dań - powiedziała cicho.
- Nadszedł czas, abym mógł to odwzajemnić – odpowiedziałem.
Podczas kolacji rozmawialiśmy. To nie była żadna szczególna rozmowa, po prostu opowiadaliśmy sobie, co ostatnio wydarzyło się w naszym życiu. Zagadaliśmy się tak bardzo, że spóźniliśmy się do kina. Kiedy żegnałem się z mamą pod drzwiami jej mieszkania, powiedziała:
- Kiedyś jeszcze raz pójdziemy do restauracji. Tym razem ja cię zaproszę.
Zgodziłem się…
- Jak spędziliście wieczór? - spytała mnie żona, gdy wróciłem do domu.
- Wspaniale! O wiele lepiej, niż się spodziewałem.

… Kilka dni później mama miała zawał. Zmarła, zanim przyjechała karetka. A jeszcze po kilku dniach dostałem list z opłaconym przez mamę zaproszeniem do restauracji, w której spędziliśmy tamten ostatni wieczór. W liście mama napisała: „Zapłaciłam z góry za naszą kolację. Co prawda, nie jestem pewna czy będę mogła w niej uczestniczyć, ale kolacja jest opłacona dla dwóch osób – dla Ciebie i dla Twojej żony. Prawdopodobnie nigdy nie znajdę słów, żeby powiedzieć Ci, jakie znaczenia miał dla mnie tamten wieczór, który spędziliśmy razem. Kocham Cię, synku.
 
Być może nigdy już nie otrzymasz takiej bezwarunkowej miłości, jaką jest miłość rodzicielska. Rodzice to jedyni ludzie na świecie, którzy szczerze cieszą się z naszych sukcesów i boleją z powodu naszych porażek. Jeśli wciąż masz taką możliwość – korzystaj z każdej nadarzającej się chwili, ponieważ dzień, w którym ich zabraknie, może nadejść całkiem niespodziewanie…

źródło: https://www.facebook.com/Po.Pierwsze.Ludzie

***

Rodzice wybrali dla syna najlepszą szkołę. Rano dziadek poszedł odprowadzić wnuka na lekcje. Gdy weszli na szkolne podwórko, zostali natychmiast okrążeni przez dzieci. - Jaki pokraczny starzec! – roześmiał się jakiś chłopiec. - Grubas! Grubas! – dworowała sobie reszta dzieciaków.

Dziadek zabrał wnuka i opuścił teren szkoły.
- Hura! Nie pójdę do szkoły! – ucieszył się chłopiec.
- Pójdziesz, ale nie do tej, - powiedział dziadek. – Sam znajdę dla ciebie szkołę.
Dziadek odprowadził chłopca do domu i powierzył go opiece babci, a sam wyruszył na poszukiwania szkoły. Wchodził do każdej i czekał, aż będzie przerwa. W niektórych szkołach nikt nie zwracał na niego uwagi, w innych – przedrzeźniano go i szydzono. Dziadek odwracał się i wychodził. Wreszcie zawędrował na maleńkie podwóreczko niedużej szkoły i zmęczony oparł się o ogrodzenie. Zaczęła się przerwa.
- Dziadku, źle się czujesz? Przynieść ci wody? – usłyszał nagle dziecięcy głosik.
- Dziadku, mamy tu ławkę, pomogę ci usiąść, - zawtórował inny dziecięcy głosik.
- Zawołajmy nauczyciela! Dziadek potrzebuje pomocy! – krzyknął jakiś chłopiec i wbiegł do szkoły, a po chwili wrócił z młodym mężczyzną.
Dziadek odpoczął, napił się wody, a nauczyciel odprowadził go na przystanek i pomógł wsiąść do autobusu. Wieczorem dziadek oznajmił rodzicom chłopca:
- Znalazłem dla mojego wnuka najlepszą szkołę. Jest maleńka i ciasna, ale ma najlepszych nauczycieli.
- Skąd możesz to wiedzieć, - spytała synowa, - skoro sam jesteś analfabetą?
- Nauczycieli poznaje się po uczniach, - odparł dziadek.

                                                                                                                                                                    źródło: https://www.facebook.com/Po.Pierwsze.Ludzie

***
piękne.... 

                                      

 ***

 Czy widziałeś, jak biega, krzyczy i tańczy dziecko? Czy zauważyłeś, że robi to bez wyraźnych powodów? Nie ma nic. Zapytaj je dlaczego jest szczęśliwe, a ono nie będzie umiało ci odpowiedzieć. Pomyśli, że zwariowałeś, że jesteś niespełna rozumu. Czy potrzebny jest powód, by być szczęśliwym? Dziecko będzie zszokowane, że owo ”dlaczego” w ogóle się pojawiło. Wzruszy ramionami i pobiegnie zajęte swoimi sprawami i znów będzie tańczyć i śpiewać. Dziecko nie ma nic. Nie jest jeszcze ani premierem, ani prezydentem, ani gwiazdą filmowa, ani Rockefellerem. Cały jego dobytek to kilka muszelek albo kamyków znalezionych nad brzegiem morza. To wszystko.

***

ktoś dotknął kwiatów
na mojej sukience
maki wymieszał z liliami
ktoś na żonkilach zaplótł ręce
zerwał bukiet cały

ktoś głowę pochylił
ku stokrotce
całując każdy jej płatek

ktoś lubi kwiaty i słońce
kobiety w sukienkach latem

                                                                          autor: Joanna Femiak
 
***

Miałeś ojca, który cię szanował. Zawdzięczasz mu swoją moc, swoją siłę, wszystko. Jemu i szacunkowi, którym cię obdarzył.
                   autor Siba Shakib z książki „Samira i Samir”
 ***

"Najlepszy sposób na osiągnięcie sukcesu to postępować według rad, które dajemy innym."
                                                                      Harold Taylor
***
 Kampania społeczna Rzecznika Praw Dziecka

"Jestem mamy i taty"






***

Pasażerowie Pociągu Narzekali Na Dziwnego Człowieka. Do Czasu Kiedy Poznali Prawdę… 


Pewien stary człowiek siedział wraz ze swoim 25-letnim synem w pociągu. Pociąg ma niebawem ruszyć, wszyscy pasażerowie zajmują już swoje miejsca. Kiedy pociąg odjechał, młody chłopak był pełen radości i ciekawości. Siedział tuż przy oknie. 
Wystawił rękę przez okno i czując powiew powietrza krzyknął: 
- „Tato zobacz, wszystkie drzewa zostają za nami”. 
Stary człowiek uśmiechnął się. Naprzeciwko nich, siedziała młoda para, która widząc to wszystko zaczęła patrzeć z politowaniem na 25-letniego chłopaka, który zachowywał się jak małe dziecko. 
Nagle, chłopak krzyknął znowu: 
- „Tato zobacz, chmury podążają razem z nami! Widzisz ten staw i zwierzęta?” 
Para spoglądała na chłopaka z zażenowaniem. Zaczęło padać i krople deszczu musnęły jego rękę. Ten, pełen radości zamknął swoje oczy. Po chwili znowu krzyknął: 
- „Tato zaczęło padać, mam kroplę wody na dłoni, zobacz tato!”. 
Tym razem para już nie wytrzymała i odezwała się do ojca: 
- „Dlaczego nie zabierze Pan swojego syna do dobrego lekarza?” 
Stary człowiek uśmiechnął się i powiedział: 
„Już to zrobiłem – właśnie wracamy ze szpitala. Mój syn odzyskał dzisiaj wzrok – widzi po raz pierwszy w swoim życiu.” 


***
Impresjonizm – nurt w sztuce, który został zapoczątkowany przez grupę paryskich artystów studiujących w Atelier Gleyère oraz w Académie Suisse w drugiej połowie XIX wieku.
Najbardziej charakterystyczną cechą malarstwa i rzeźby impresjonistycznej było dążenie do oddania zmysłowych, ulotnych momentów – "złapania uciekających chwil". Nazwa kierunku została ironicznie nadana przez krytyka sztuki oraz dziennikarza Louisa Leroy i pochodzi od tytułu obrazu Claude'a Moneta Impresja, wschód słońca.




***




***

Rafał Olbiński, New York 1987

***
"Był sobie Horyzont. Mama ciągle mu powtarzała: 
- Przestań bujać w obłokach! 
A nauczyciele w szkole wymagali odtąd dotąd i tylko tak, jak jest napisane. 
Horyzont zawężał się i kurczył, aż stał się punktem... Punktem widzenia.”


***

Pewien ptak codziennie chronił się w suchych gałęziach drzewa,
stojącego pośród rozległego pustynnego krajobrazu.
Razu pewnego trąba powietrzna wyrwała drzewo z korzeniami, i
biedny ptak musiał przelecieć aż  sto długich mil, zanim, wyczerpany,  znalazł
sobie nowe schronienie.
Gdy wreszcie, po długim locie dotarł do gęstego lasu,
znalazł tam niezliczone drzewa, które uginały się od owoców…



***

To co komuś dajesz, w końcu wraca...

***


"Gdy pochylasz się przed lustrem, odbijający się obraz też się pochyla." napisał Daichonin. Osoby, które szanują innych są także szanowane. Nasze środowisko jest odbiciem nas samych.                                                                       
                                                                                                                          Daisaku Ikeda


***


Dziękuję Ci mamo.
Nauczyłaś mnie, że po upadku wstaje się silniejszym.

***


Podarek

Tobiasz był dzieckiem milczącym, ale pogodnym. Chodził do czwartej klasy szkoły podstawowej. Mieszkał z rodzicami i z rodzeństwem w domku na skraju miejscowości położonej na wzgórzu pokrytym oliwkami, kilka kilometrów od morza.
W ostatnich dniach nauki przed świętami Bożego Narodzenia wszystkie dzieci z jego klasy prześcigały się w wymyślnych prezentach, jakie każde z nich przynosiło nauczycielce o imieniu Mariza, zawsze bardzo uprzejmej i sympatycznej. Na katedrze leżał stos kolorowych paczuszek. Nauczycielka spojrzała na najmniejszą z nich, z bilecikiem wykaligrafowanym ładnym pismem Tobiasza: "Dla mojej Nauczycielki".
Pani Mariza dziękowała wszystkim dzieciom, każdemu z osobna.
Gdy nadeszła kolej Tobiasza, otworzyła paczuszkę i zobaczyła maleńką, piękną muszelkę. Tak piękniej jeszcze nie widziała. Mieniącą się tęczowo masę perłową pokrywał fantazyjny wzór.
- Skąd wziąłeś tę muszelkę, Tobiaszu? - spytała.
- Znalazłem ją na dole, na Wielkiej Skale Podwodnej, - odpowiedział chłopiec.
Wielka Skała znajdowała się daleko i trzeba było do niej iść wąską groblą. Wędrówka była długa i uciążliwa, ale jedynie tam można było znaleźć piękne muszle, takie jak ta Tobiasza.
- Dziękuję, Tobiaszu. Zawsze będę miała przy sobie ten wspaniały podarunek. Będzie mi przypominać twoją dobroć. Ale czy po prezent dla mnie musiałeś iść tak daleko?
Tobiasz uśmiechnął się i powiedział:
- Ta długa i trudna droga jest częścią daru.

Nie darowuje się przedmiotu. Darowuje się część swej miłości.
Jedynym prawdziwym darem jest cząstka samego siebie". 



Bruno Ferrero

***

Chór dziecięcy PS22 "Jóga" z publicznej szkoły w NY w USA






***

"Dawno temu, za górami i lasami mieszkał sobie pewien szlachetny żołnierz, któremu los nie szczędził nieszczęść.
Jednak zawsze myślał pozytywnie, zawsze myślał, że nazajutrz będzie lepiej.
Ale nie było.
Dopiero po latach zrozumiał usłyszane kiedyś słowa:
- Lepsze jutro zaczyna się dziś".


***

Pewnego razu uczniowie wraz z Mistrzem rozmawiali na temat małżeństwa i jeden z uczniów powiedział:
- Kobiety są jak buty. Mężczyzna może je zmieniać tak długo, aż znajdzie pasującą, wygodną parę.
Pozostali spojrzeli na niego ze zdziwieniem, a następnie popatrzyli na Mistrza, spodziewając się, że skarci ucznia za niestosowną wypowiedź. Lecz Mistrz tylko się uśmiechnął.
- To prawda, - powiedział spokojnie, gładząc siwą brodę. – Rzeczywiście, kobieta jest jak buty, ale tylko dla tego z was, kto uważa siebie za stopę. Dla tych, którzy uważają siebie za głowę – jest ona raczej koroną.





***


Skrzypek w metrze


W waszyngtońskim metrze usiadł pewien człowiek i zaczął grać na skrzypcach. Był mroźny styczniowy poranek. W ciągu około 45 minut zagrał 6 utworów Bacha. Szacuje się, że w tym czasie, 1.100 ludzi przeszło przez stację metra udając się do pracy.

Po upływie trzech minut pewien pan w średnim wieku zauważył, że gra jakiś muzyk. Zwolnił kroku i zatrzymał się na parę sekund, po czym pośpiesznie ruszył dalej, aby nie zakłócić swego harmonogramu dnia.

Minutę później skrzypek otrzymał pierwszego dolara: jakaś kobieta rzuciła mu go do futerału i poszła sobie dalej, nie zatrzymując się.

Kilka minut później jakiś człowiek oparł się o ścianę, aby posłuchać gry, ale zaraz potem spojrzał na zegarek i odszedł. Najwyraźniej był już spóźniony do pracy.

Osobą, która poświęciła skrzypkowi najwięcej uwagi, był 3-letni chłopczyk. Jego matka kazała mu się pośpieszyć, ale chłopczyk zatrzymał się, aby jeszcze spojrzeć na skrzypka. W końcu popchnęła go mocno; chłopiec ruszył z miejsca, ale cały czas odwracał głowę. Takie samo zachowanie powtarzało się u kilkunastu innych dzieci. Wszyscy rodzice, bez wyjątku, kazali im iść dalej.

Podczas 45 minut gry, tylko 6 osób zatrzymało się na chwilę. Około 20 dało mu pieniądze, potem jednak odeszło, nie zwalniając kroku. Zebrał 32 dolary.
Kiedy przestał grać i zapadła cisza, nikt tego nie zauważył. Nie było oklasków, ani żadnych słów uznania.

Nikt nie wiedział, że owym skrzypkiem był Joshua Bell, jeden z najbardziej utalentowanych muzyków świata. Zagrał właśnie kilka najtrudniejszych utworów, jakie kiedykolwiek zostały skomponowane, na skrzypcach wartych 3,5 miliona dolarów.

Dwa dni wcześniej, wszystkie bilety na koncert Joshuy Bell'a w Bostonie zostały wyprzedane. Średnia cena biletu wynosiła 100 dolarów.

To jest prawdziwa historia. Joshua Bell, grający incognito na stacji metra, brał udział w eksperymencie społecznym zorganizowanym przez Washington Post. Eksperyment dotyczył percepcji, gustu i ludzkich priorytetów. Zagadnienia brzmiały: Czy w pospolitym otoczeniu i o niesprzyjającej godzinie potrafimy ujrzeć piękno? A może przestajemy je doceniać? Czy potrafimy dostrzec talent w nieoczekiwanym miejscu?

Jeden z możliwych wniosków płynących z tego eksperymentu może brzmieć:
JEŚLI NIE MAMY CZASU, ABY ZATRZYMAĆ SIĘ I POSŁUCHAĆ JEDNEGO Z NAJLEPSZYCH MUZYKÓW ŚWIATA, GRAJĄCEGO NAJLEPSZĄ MUZYKĘ, JAKĄ KIEDYKOLWIEK SKOMPONOWANO, TO ILE INNYCH RZECZY NAM UMYKA?

źródło: http://www.washingtonpost.com/wp-dyn/content/article/2007/04/04/AR2007040401721.html


Joshua Bell

***


Widzieliście ten film? Co za historia, co za człowiek, co za muzyka.... 
Tutaj można tego posłuchać...



***

„Entuzjastycznie nastawiony młody człowiek, który właśnie ukończył kurs hydraulika, został zaprowadzony nad wodospad Niagara. Podumał nad nim chwilę i rzekł: Myślę, że potrafię to naprawić.”
                                                                                                     Anthony de Mello "Modlitwa żaby"



***


Bajka duńska

Pewnego dnia zwierzęta postanowiły zrobić coś dla rozwiązania problemów współczesnego świata. Podjęły decyzję o pilnej potrzebie założenia szkoły.

Powołano Komitet Szkolny złożony z niedźwiedzia, sarny i bobra. Dyrektorem mianowano jeża. W programie szkolnym umieszczono następujące przedmioty: bieganie, wspinanie się, latanie i pływanie. W celu lepszej organizacji nauczania postanowiono, że wszystkie zwierzęta będą uczyły się wszystkich przedmiotów w ten sam sposób.

Kaczka osiągnęła najlepsze wyniki w pływaniu, okazała się nawet lepsza od nauczyciela. Niestety, z latania otrzymała tylko 3+, a z bieganiem zupełnie nie dawała sobie rady. Z tego powodu została skierowana na dodatkowe zajęcia wyrównawcze. Podczas gdy inni trenowali pływanie, kaczka uczyła się biegać. Po pewnym czasie jej powykrzywiane nóżki były tak zmęczone, że osiągała tylko przeciętne wyniki w pływaniu.

Wiewiórka otrzymała 6 z wspinania się, ale bardzo frustrowały ją lekcje latania, ponieważ nauczyciel wymagał startu z czubka drzewa. Długie ćwiczenia spowodowały znaczne obniżenie ocen.

Orzeł był dzieckiem problemowym, często strofowanym. Na lekcjach wspinania potrafił znaleźć się na szczycie drzewa szybciej niż inni uczniowie, tyle, że chciał to robić na własny sposób.

Królik rozpoczął zajęcia z biegania jako najlepszy w klasie, ale dodatkowe lekcje pływania były powodem jego załamania nerwowego. Został skierowany do szkoły specjalnej na obserwację psychologiczną. W tej szkole jedynym przedmiotem było pływanie.

Pies preriowy trzymał się z daleka od szkoły, ponieważ komitet szkolny nie zaakceptował kopania jako przedmiotu. Zaprzyjaźnił się z borsukiem i został jego pomocnikiem. Później dogadali się z dzikami, świniami i założyli szkołę prywatną, która wkrótce okazała się sukcesem.

Szkoła, która pragnęła zająć się rozwiązywaniem problemów współczesnego świata, została zamknięta. Zwierzęta odzyskały wolność.


***

Młody człowiek przyszedł do pewnego Mistrza i zapytał: „Ile czasu będę najprawdopodobniej potrzebował, żeby osiągnąć oświecenie?”
Rzekł Mistrz: „Dziesięć lat”.
Młody człowiek był zaszokowany. „Tak długo?” zapytał z niedowierzaniem.
Powiedział Mistrz: „Nie, to był błąd. Będziesz potrzebował dwadzieścia lat”
Młody człowiek zapytał:, „Dlaczego podwoiłeś liczbę?”
Powiedział Mistrz:, „Jeśli się nad tym zastanowić, w twoim przypadku prawdopodobnie będzie to trzydzieści”.

Mądrość nie jest stacją, do której się przyjeżdża, lecz sposobem podróżowania.

                                                                                                  Budda Siakjamuni


***

Pewien człowiek znalazł jajko orła.
Zabrał je i włożył do gniazda kurzego w zagrodzie.
Orzełek wylągł się ze stadem kurcząt
i wyrósł wraz z nimi.

Orzeł przez całe życie
zachowywał się jak kury z podwórka,
myśląc, że jest podwórkowym kogutem.
Drapał w ziemi szukając glist i robaków.
Piał i gdakał. Potrafił nawet
trzepotać skrzydłami
i fruwać kilka metrów w powietrzu.
No bo przecież, czyż nie tak właśnie fruwają koguty?

Minęły lata i orzeł zestarzał się.
Pewnego dnia zauważył wysoko nad sobą,
na czystym niebie wspaniałego ptaka.
Płynął wspaniale i majestatycznie
wśród prądów powietrza,
ledwo poruszając potężnymi, złocistymi skrzydłami.

Stary orzeł patrzył w górę oszołomiony.
_ Co to jest? ? - zapytał kurę stojącą obok.
- To jest orzeł, król ptaków ? - odrzekła kura. – 
Ale nie myśl o tym
Ty i ja jesteśmy inni niż on.

Tak więc orzeł więcej o tym nie myślał.
I umarł wierząc,
że jest kogutem w zagrodzie.


                                                                      Anthony de Mello


***

 "Człowiek, którego zdradziła ukochana, skarżył się mistrzowi:
-Tak bardzo się sparzyłem, że już nigdy nie pokocham.
- Jesteś jak kot, który przypadkiem usiadł na gorącym piecyku i przyrzekł sobie, że już nigdy w życiu na nic nie usiądzie… - odparł mistrz".
                                                                                                
Anthony De Mello

 ***

Jeżeli mają Państwo chęć podzielenia się jakąś ciekawostką, historią, tematem, linkiem, prosimy o wpis.